Ciastko z krainy cienia (czyli flapjack)

Prawdziwe ciastko z krainy cienia. Czekolada gorzka, płatki twardo obstają przy swoim, chrupie i nie bierze jeńców!  Dyskutujemy (z ciastkiem) przez chwilę o istocie dobra w tym świecie. Światło gra w talerzyku parodię marsza. Zatem w drogę – niech się stanie śniadanie! I stało się. I jest dobre.

Zdjęcie użytkownika Miłka Fronaszowa.

Oksfordzki słownik języka angielskiego opisywał Flapjack już w XVI wieku.  Szekspir w 1609 roku pisał o nim w sztuce Perykles, książę Tyru. Od tamtego czasu batonik zmienił się. I to bardzo. Na początku był czymś w rodzaju grubego naleśnika (w Ameryce Południowej tak jest i dziś). Potem przypominał ciastko jabłkowe i w 1935 zaczął przypominać wypiek z otrębów.

Za moją wersję odpowiedzialna jest TORTOVA BY AGA 

Zdjęcie użytkownika Miłka Fronaszowa.

kosmos i herbatos – stowarzyszenie wielkofermentowe

Liczba „Pi” przypomina, że nie obliczymy podróży kosmicznych w systemie dzięsiętnym. No nie ma bata. Ale jest liczba „Pij… raz dwa!” i wtedy wciągamy litrami herbatkę z fermentowanych kwiatów jabłoni….
I po trzeciej szklance lecimy sobie w kosmos na smaku napędzanym paliwem wodnym oraz słonecznym. I wcale nie chcemy dolecieć do żadnego konkretnego miejsca, pragniemy tylko, by ten aromat nigdy nas nie opuszczał. My – stowarzyszenie wielkofermentowe 

Zdjęcie użytkownika Miłka O. Malzahn.
pąki i kwiaty jabłoni zawierają fenolokwasy, flawonoidy i garść innych substancji biochemicznych. Posiadają  garbniki, które pomogą przy niestrawności, kwasy rozjaśniają cerę, a flawonoidy stabilizują wysokie ciśnienie.  Herbatka może… wspomoże zdrowie i na pewno wplynie na dobry humor 🙂
Zdjęcie użytkownika Miłka O. Malzahn.
aha- ważne:  w ogóle kwiaty i liście można spożywać na surowo, a mają słodkawy smak.
Zdjęcie użytkownika Miłka O. Malzahn.

Balansuje czarną pianą na samej krawędzi…

No ewidentnie: moment, w którym witam się rano z kawą w kuchni należy do bardzo ważnych. To czas rozważenia planu dnia, przypomnienia sobie ostatniego snu, to pora na krótki wiersz, oraz chwila wstąpienia na balkon, aby podlać paprotkę, która w domu rosnąć nie chciała. Dlateog ciągle kawie zdjęcia robię.

Ważna jest!


Wzburza ją naprawdę byle co.  Balansuje czarną pianą na samej krawędzi i czasami jeszcze syczy.  Mam wrażenie, że wypicie jej to akt alchemiczny. Zbieram się ma odwagę i… chlup-chlup!
Dlatego potem uważnie oglądam fusy. Ale kawa z której uszło życie nie mówi już do mnie nic.