Ministerstwo Zdrowia zdecydowało podzielić Polskę na trzy strefy: czerwone, żółte i zielone. Podziały w ogóle są dużo poważniejsze i więcej kolorów bierze w nich udział. Ale chwilowo biorę udział w innej burzy. Chmury wiszą nisko i mają kolor brudnej szmaty. Aż dziw, że leci z nich potem czyściutki deszcz. Aż dziw, że pioruny wciąż jarzą się czystym światłem i mają w nosie nasze obawy, pragnienia i piorunochrony. Jak chce to walnie i już.
Nie panujemy nad pogodą. Średnio nam idzie z emocjami.
I myślę: w jakiej strefie własnych emocji jestem dzisiaj? W jakiej strefie własnych emocji jesteś dzisiaj?
Łooooooj jak dobrzeeeee – to taka fraza, która nie zawsze ma miejsce na wybrzmienie 😉 W bloku, na balkonie – no, nie zabrzmi, choćby nie wiem co. Choćby i w bloku na balkonie dobrze było – to nie zabrzmi.
Na ganku u szeptuchy – zabrzmi. Choćby nie wiem co 😉
Siedzimy z Szeptuchą na ganku. Uprawiamy medycynę ludową, herbata z miodem i ciastka. Może Nie uleczą, ale zawsze są OK. Uprawiamy medycynę ludową – szepczemy , co tam, gdzie tam i dlaczego. Jest środek upalnego lata, słońce ma się ku zachodowi i w tej złotej godzinie obie wyglądamy ładnie. Rysy złagodzone miękkim światłem, uśmiechy rzeźbione przedwieczorną porą, lata co za nami świecą przykładem i doświadczeniem. Żyć nie umierać. Poza tym ta Szeptucha umie też leczyć śmiechem, wyliczamy więc różne opcje ludowej rozrywki, i w akcie nawiedzenie absurdem podejrzewamy, że mogłaby dostać propozycję tańca na rurze. – tylko pokażcie mi tę różę – mówi Szeptucha i lądujemy ze śmiechu pod stołem. Ej wesoło jest na ganku. Swoją drogą Szeptucha , tradycyjnie też ceremonię „spalania róży” może zrobić. Bardzo skuteczną.
Siedzimy z Szeptuchą na ganku i kiedy kończą nam się ciastka, zaczynamy rozmowę o sprawach nieziemskich, nagle pojawia się wiatr, który sprawia, że komary tracą trajektorię lotu i nie gryzą nas już po kostkach. Wiatr szeleści liśćmi jabłoni i też szepcze. Udatnie.
Oj, noc za naszymi plecami rozpościera prześcieradło, na którym każda z nas wyświetli sobie własne sny. A kolorowe będą. I na temat.
Dobrze, naprawdę dobrze jest posiedzieć z Szeptuchą na ganku.
Odkryłam, że jestem starą poduchą 🙂. Przeanalizowałam obieg powietrza i doszłam do wniosku, że natychmiast trzeba się odkurzyć i przewietrzyć. Spróbowałam pojąć ten proces w pełni, ale proces najpierw pojął mnie.
Cóż, też się napowietrz. A poczujesz jak to jeeeeeeeest
Cóż, też się napowietrz
Wietrzenie głowy powinno być taką samą oczywistością, jak wietrzenie pościeli, poduch, kocy. Po prostu – przez parę godzin, kilka dni, tygodni – moglibyśmy się oddawać procesowi przewietrzania.
Wietrzę się, przewietrzam się, przewieszam – lekko zgięta w pół, żeby wiatr dotarł wszędzie.
I oto nie ma już tej przebrzmiałej wersji mnie. Głowę wystawiam na działanie przestrzeni, cudownie harmonijne krajobrazy stemplują moją pamięć. Przewietrzam się czymś, co czyści każdą komórkę i odkurza ścieżki neurologiczne. Trakty komunikacyjne zaczynają wyglądać pięknie i nowocześnie.
Po przewietrzeniu z łatwością buduję aktualną wersję mnie. Nastąpiło wyczesanie, wyczekanie, długi sen i wielkie przebudzenie.
Więc głaszczę czule wszystkie poduszki z dna szafy :). Biorę wdech. Wydycham niebieskie niebo. Jestem gotowa.