No i jak to powiedzieć: że znika wioska, znika ze społecznego radaru?
Była. Weszło wojsko. Nie ma. Nie można się skontaktować, sprawdzić co się dzieje, zaopatrzyć jedyny we wsi sklep. Można się martwić. Irina się martwi, ja też, bo już wierzę w to, że wojna pożera miejsca i ludzi. W realu. A to spora wioska. I choć nigdy w niej nie byłam, to myślę o tej i o wielu innych wioskach, które wojna dotknęła znikaniem. Sprawdzam mapę: Prawdyne – wieś na południu Ukrainy, w obwodzie chersońskim, w rejonie biłozerskim. 1629 mieszkańców. Szkoła. (Wikipedia). I tyle. Irina prosi o to, żeby informacja o tej wiosce dotarła do ludzi, żebyśmy wiedzieli, że tak teraz można. Zniknąć. Na razie więcej zrobić się nie da.
***
A to jest poetycka opowieść o pamięci. O tym, co Irina chce koniecznie zachować. W sobie… w nas. Pamiętajmy o Prawdyne.
Tak po prostu.
„Światło świecy w każdym domu jest na muszce. W tej wiosce. Prawdyne.” – to zdanie z opowieści Iriny.
Z informacją o tym, co się dzieje dość blisko możemy zrobić tak wiele – lecz najlepiej jest zrobić coś, co nie wpędzi nas w depresję. Słuszną rzeczą jest pamiętać, że to już było. Wybuchy, ból, okupanci, braki w zaopatrzeniu, śmierć, zatłoczone drogi, pełne pociągi. To już było. Kilka razy! Wydaje mi się niedorzeczne, że się jeszcze powtarza. że ktoś strzela. Ktoś ucieka. Jakbyśmy nie pamiętali… jakbyśmy nie czytali nigdy niczyich wspomnień, nie oglądali filmów nie przeżywali wojennej gehenny z bohaterami np. rodzinnych opowieści Naprawę? Nie pamiętamy? Dlatego, pochylam się nisko przed tym co teraz trzeba- trzeba zapamiętać. Ile się da, takich najprawdziwszych historii.